Dzisiejszy wpis to opowieść o zmianie planów i odpuszczaniu rzeczy, na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu. Trochę to zaskakujące w kontekście własnego zielnika, ale obserwatorzy z naszego Instagrama może już się domyślają, co to będzie za historia. Wszystkich Was jednak serdecznie zapraszam na pełną zwrotów akcji historię o naszym zielniku.
Nasz zielnik jest z nami już od nieco ponad roku. O powodach i inspiracjach przy jego zakładaniu pisałam Wam w pierwszym wpisie z tej serii, więc zainteresowanych tematem odsyłam do tego artykułu. W połowie lipca 2019 podpisałam pierwszą stronę prześlicznego zeszytu hasłem Nasz zielnik i rozpoczęła się przygoda.
Ponieważ całe przedsięwzięcie miało mieć charakter zabawy, wcale nie goniłyśmy ze zbieraniem okazów. Przez całe wakacje 2019 udało nam się wkleić do zielnika trawę i liście jarzębiny. Potem zajęłyśmy się zbieraniem jesiennych liści, które chciałyśmy wykorzystać w inny sposób, więc zbieranie okazów do zielnika przełożyłyśmy na wiosnę.
A wiosna 2020 okazała się inna niż wszystkie dotychczasowe wiosny, które znałyśmy i okazało się, że nie uda nam się kontynuować kolekcjonowania… przynajmniej przez pewien czas.
We wpisie o założeniach całego projektu wspomniałam Wam, że marzyło mi się każdy z zebranych okazów dodatkowo naszkicować. To pragnienie stało się impulsem do zmiany założeń naszego HERBARIUM. Nasz zielnik przemianowałyśmy na Little Floral Book (tak z angielska, bo akurat mamy dobrą passę w nauce tego języka) i zaczęłyśmy nową przygodę.
Teraz, zamiast szukać roślin w okolicy, wyszukujemy je w każdym innym możliwym miejscu – w Internecie, w książkach, na tkaninach… ja zajmuję się ich szkicowaniem, a córka dostaje później coś w rodzaju kwiatowej/roślinnej kolorowanki do kreatywnej zabawy.
W ten sposób powstała już piwonia, dalia i okrągła kompozycja z listków mięty. Apetyt mamy na znacznie, znacznie więcej. W tym miejscu jednak chciałabym podsumować to, co miało miejsce.
Podsumowanie
Chciałabym spuentować to jedną mądrą sentencją, coś jak Pani Swojego Czasu, że Zrobione jest lepsze od doskonałego, ale chyba nic z tego… Mam jednak nadzieję, że widzicie wyraźnie, jak dzięki rezygnacji z jednych założeń i przejściu do innych, mogłyśmy kontynuować nasz wspaniały projekt pomimo zewnętrznych trudności.
To jest bardzo cenna lekcja i dla mnie personalnie i dla mnie jako mamy – to wiedza, którą chcę przekazać mojemu dziecku. Odkryłyśmy, że można odpuszczać, że zmiana (zwłaszcza taka niespodziewana) nie musi niczego popsuć, a nawet może coś ulepszyć (w tym przypadku nasze umiejętności szkicowania i kolorowania) i że często, dzięki naszemu nastawieniu możemy obrócić nieciekawą sytuację w coś dobrego dla nas.
Tyle mądrości życiowych z powodu jednego, małego zeszyciku z kwiatkami… Takie projekty lubimy najbardziej! Projekt trwa, a my będziemy od czasu do czasu dawać Wam znać, co i jak 🙂
Do usłyszenia wkrótce!
MOŻE ZAINTERESUJE CIĘ RÓWNIEŻ: