Przy okazji któregoś spotkania z przyjaciółką usłyszałam kilka inspirujących rzeczy o tym, jakie super rzeczy robi jej bratowa, jako mama. Było o budowaniu kartonowych zamków, o rysowaniu z dziećmi, o czytaniu książek, a nawet o pisaniu własnych historii. Choć wtedy jeszcze nie byłam gotowa na dorzucanie do swojej sterty obowiązków związanych z dzieckiem tego typu aktywności (dziecko zresztą też jeszcze nie było), to tamta rozmowa zapadła mi w pamięć i pomyślałam, że fajnie byłoby kiedyś zrobić coś podobnego.
Kartonowy domek zbudowany – była frajda na dwa dni, rysować co jakiś czas też lubimy, a córka najbardziej lubi rysować po ścianach 😉 czytać próbujemy, ale kończy się na wyrywaniu książki i bieganiu z nią po pokoju. Została jeszcze własna historia…
… którą właściwie ułożyliśmy już jakiś czas temu, bardzo spontanicznie. Leżeliśmy jednego wieczoru na podłodze w pokoju córki, a ja puściłam wodze fantazji. Historia na samym początku brzmiała troszkę inaczej, opowiadałam ją już kilka razy i za każdym coś dorzucałam, coś zabierałam. W końcu postanowiłam ją spisać, a serce grafika kazało mi opatrzyć ją w ilustracje i wydrukować.
Poniżej znajdziecie zdjęcia naszej książeczki i jeśli jesteście ciekawi, to także samą treść! 😉
OSTATNIE JAJO
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, bo wszystkie najciekawsze bajki rozgrywają się właśnie za górami i za lasami, było sobie królestwo znane w całym świecie z dorodnych kur, które znosiły przepyszne jajka. Głowa tego królestwa, król Zygmunt bardzo lubił jeść jajecznicę przyrządzoną właśnie z tych jaj. Mógł jeść ją na okrągło. Nie tylko na śniadanie, ale także na drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację!
Pewnego dnia rolnicy hodujący kury zorientowali się, że jeśli król nadal będzie tak często zajadał się przepyszną jajecznicą, to szybko zabraknie świeżych jajek, bo kury, choć dorodne, nie potrafiły produkować ich tak szybko i w takiej ilości i były już po prostu zmęczone.
Mądry rolnik Andrzej wpadł na genialny pomysł, żeby ukryć kilka kur w górach. Wtedy mogłyby odpocząć, zregenerować siły i wrócić do wysiadywania pysznych jaj. Jak pomyślał, tak też zrobił. O pomoc poprosił swoją córeczkę Kasię. Polecił jej, aby pilnowała kurek w górach, aby dawała im jeść, pić, aby wyprowadzała je przynajmniej raz dziennie na świeże powietrze i w tym czasie sprzątała ich kurnik.
Kasia chętnie przystała na prośbę swojego taty, bo bardzo lubiła kurki. Lubiła także od czasu do czasu zjeść przepyszną jajecznicę, którą przygotowywała jej mama Ewa. Kasię martwiło ryzyko związane z niedostatkiem jaj, więc postanowiła dbać jak najlepiej o oddelegowane na rehabilitację kurki.
Pod opieką Kasi kury odzyskały siły i zaczęły znów znosić mnóstwo jajek. Kiedy uzbierało się ich dość, aby wystarczyło dla całego królestwa, Kasia miała za zadanie przywieźć je z gór do domu. Był to czas, kiedy w królestwie praktycznie zabrakło już całkowiecie jaj. Kasia zamknęła starannie kurki w kurniku, zapakowała wszystkie świeżutkie jajka i wsiadła na rower, by pognać przez las do domu w dolinie.
Okazało się, że w lesie pojawili się zbóje. Napadli na Kasię! Na szczęście Kasia dobrze wiedziała, że ze zbójami nie wolno przystawać, wyminęła ich sprytnie i pognała co sił do domu, a zbóje tylko krzyczeli za nią „Zatrzymaj się, porozmawiajmy!”. Kasia ignorowała te zaczepki i pedałowała raźno przed siebie.
Niestety, na miejscu okazało się, że ucieczka przed zbójami spowodowała robicie się wszystkich jajek. Ostało się tylko jedno. Ostatnie jajo. Kasi było przykro, ale nikt nie mógł mieć do niej pretensji, w końcu ratowała swoje życie. Mała dziewczynka od razu wpadła na wyśmienity pomysł. „Drogi Królu”, powiedziała, „Pozwól, że przyrządzę Ci pyszne śniadanie, które wymaga tylko jednego jaja!”. Król zdziwił się „Jak to?! Jajecznica z jednego jaja? Przecież ja się tym nie najjem”. „Och nie Królu”, powiedziała Kasia, „To nie będzie jajecznica, przygotuję Ci pyszne naleśniki!”. Jak powiedziała, tak zrobiła.
Król oniemiał z zachwytu nad doskonałym smakiem kasinych naleśników. Mianował Kasię nadwornym dietetykiem i rozpoczął przygodę z poznawaniem smaków różnych potraw, nie tylko jajecznicy. Król był zdziwiony, jak pyszne okazały się pomidorowa, makaron z sosem, kanapki z ogórkiem, czy nawet dorsz w posypce ziołowej! Kasia namówiła go nawet na koktajl szpinakowy i ten też bardzo mu posmakował.
Od tamtej pory wszyscy w królestwie żyli długo i szczęśliwie na zróżnicowanej diecie, bogatej w owoce, warzywa, ryby, zboża, nabiał, mięsko i czasem coś słodkiego. Mała Kasia zasłynęła w całej okolicy jako specjalista od najsmaczniejszych posiłków na świecie, a kurki wreszcie odetchnęły z ulgą, bo już nie musiały wysiadywać tak wielu jajek.
KONIEC
Do usłyszenia wkrótce!
Super Ewa! Książeczka z cyklu „Jak namówić naszą pociechę na nowe smakołyki?” może się sprawdzić . Według mnie dzieci odważniej będą próbować nowe smaki, skoro nawet król to zrobił 😉 Trzymam kciuki za kolejne opowiesci i życzę powodzenia w wprowadzeniu do życie duuużych nakładów 😊
Iwona, dziękuję Ci ogromnie za komentarz 🙂 Tak, zamysł jest taki, żeby szczególnie moja pociecha chciała próbować nowych rzeczy – i nie mam tu na myśli samej książeczki 😉